3/08/13 - czyli jestem stara i troche prywaty :)

Jestem w Brazylii 38 dni!



 Z pochodzenia jestem warszawianka, od urodzenia, choc szczegolnie sie tym nie szczyce, przyzwyczajona do udogodnien typu stale lacze internetowe, notoryczny zasieg w telefonie trudno mi bylo pogodzic sie z tym, ze w moim aktualnym miejscu zamieszkania - brazylijskiej prowincji internet dziala, ale jak mocniej wiatr zawieje to przestaje. Albo sie limit konczy, bo za dlugo rozmawialam na Skypie z przyjaciolmi. No niestety, L mnie nie zabil choc zadowolony nie byl. To tez wyjasnilam powod mojej nieobecnosci tutaj, z Wami.

  Nadszedl czas na posta, ktorego przyjaciele z dawnej mej pisaniny mysle, ze pamietaja. W ubieglym tygodniu mialo miejsce smutne wydarzenie, ktore od jakiegos czasu przyprawia mnie raczej o depresje niz radosc z prezentow - urodziny. Wiem, stara nie jestem, a jednak wiek moj wymaga podjecia jakis decyzji, jakis przedsiewziec. Niestety, dusza wciaz jestem daleko za cialem i poki co moje dzialania ludzie zaliczaja do kategorii: 'szalone'. Przyznajcie jednak, czymbylby swiat bez ludzi szalonych, badz jak ja to zwyklam ladnie ubierac w slowa - odwaznych ;).



Przechodzac jednak do sedna, obudzilam sie w ubiegla niedziele, a przed moimi oczami ukazala sie taca z okazalo iloscia rzeczy do zjedzenia, przez rozmaite slodkie brazylijskie chlebki, po kolorowe owoce, obowiazkowe cafezinho i moj najukochanszy sok z mango (gwarantuje, nigdy w zyciu nie piliscie czegos lepszego!), oraz usmiechnieta twarz mojego L. Jako typowy brazylijczyk nie ma problemu z porannym wstawaniem, bo tu spanie do poludnia jest wrecz ZAKAZANE. Podejrzewam, ze gdybym przydrzemala jak to czasami mam w zwyczaju w Polsce po dlugim spacerowaniu z przyjaciolmi, mae wpadlaby do pokoju z lyzka i garnkiem dudniac sambe i bylabym zmuszona podniesc sie. Poki co nie zdarzylo sie, choc spie tu wyjatkowo smacznie.
  Po zjedzeniu niebotycznej ilosci jedzenia, a nie daj Bog odmowic czegos dostalam prezent i oswiadczyl mi, ze jedziemy do ZOO. Byc moze dla niektorych brzmi troche nudno, troche dziecinnie, dla mnie byla to jednak nie lada atrakcja gdyz ZOO w Rio de Janeiro szczyci sie tym, ze zwierzeta sa wolne.. Moga biegac na otwartej przestrzeni, sa zmieszane kategoriami, krajami pochodzenia oraz zwyczajna mozliwoscia zycia razem w symbiozie. Cieszylam sie zupelnie serio - jak male dziecko.

Bylo niesamowicie! Wiem, ze miejsca, ktore mimo tego, ze sa otwarte, dla tych zyjatek nie sa ich naturalnym srodowiskiem. Jednak tutaj bylo na prawde pieknie, bo w jakis tam sposob zwierzeta wygladaly na szczesliwe.
Smieszne bylo to, ze polskie KROWY, KURY, KONIE tutaj byly uznane za cos niesamowicie egzotycznego, a juz zupelna sensacje budzila sarna, dzieci niesmialo pytaly rodzicow a co to jest, bo takie ladne, to BAMBI z bajki. Ja tylko usmiechalam sie niesmialo, bo znam, bo u mnie w kraju te dziwaki biegaja. :)

Wieczorem zostalam zaproszona do restauracji z brazylijskim jedzenie i hiszpanska Sangria, jednak to jest temat na oddzielnego posta, ktory wierzcie na slowo, jest w przygotowaniu...

Sangria

Ubiegly rok mojego zycia zaliczam zdecydowanie do najbardziej szalonych i obfitych w niespodzianki. Podejmowalam decyzje, o ktore w zyciu bym siebie nie posadzila, robilam rzeczy, o ktore nigdy bym sie nie podejrzewala. Zylam intensywnie, nie patrzac na ludzi i na opinie. Doswiadczalam. Oddychalam. Robilam to co bylo zgodne ze mna, z tym co JA czuje, nikt inny. Uczynilam siebie szczesliwa. Poznalam czlowieka, z ktorym wiem, ze spedze reszte mojego zycia, najlepszego na swiecie, idealnego w swej niezdarnosci, takiego, w ktorego oczach widac caly swiat i to ja jestem tym swiatem. A jak to sie stalo? Jaka jest recepta? Po prostu ryzykowac i nie sluchac nikogo. Chocby rady wydawaly sie rozsadne. Zyc wedlug mojej zasady: Lepiej zalowac, ze sie zrobilo, niz myslec co by bylo po podjeciu ryzyka. Ja zaryzykowalam. I smialo moge powiedziec, ze jestem najszczesliwszym czlowiekiem na ziemi. 

ja i moj L.

2 komentarze:

  1. Stooo lat, Patku :) Niech to szczęście będzie wieczne. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Patka, super blog! Będę śledzić, pozdrawiam Cię serdecznie z betonowej Warszawy! :)

    OdpowiedzUsuń