25.08.13 - czyli o tym jacy sa Brazylijczycy.

Jestem w Brazylii 60 dni!

  Zastanawialam sie ostatnio nad tym jakim slowem okreslilabym swoj kraj. Gdybym mogla uzyc tylko i wylacznie jednego epitetu dotyczacego Polski byloby to:

Polska jest krajem powaznym.

Zdecydowanie tak. Po moich, mimo wszystko, nielicznych doswiadczeniach z podrozowaniem, po poznaniu roznego rodzaju ludzi, kultur, obyczajow stwierdzam, ze na tle tego wszystkiego Polska jest powazna. Tu nikt sie nie usmiecha na ulicy, ludzie sa zajeci swoim zyciem, biegna wiecznie do swoich spraw w szklanych helmach na glowie. Nie widza co dzieje sie dookola. Pod warunkiem, ze to co sie dzieje nie krytykuje religii, patriotyzmu, badz Legii. Bronimy swoich wartosci, nie wykraczajac jednak poza nie. Boimy sie? Jestesmy domatorami? Nie mam pojecia. Taki jednak jest moj kraj. Czy za nim tesknie zapytacie? Musze przyznac, ze bywaja takie momenty, nie jednak do tego stopnia, ze chce jak najszybciej wracac. Wcale nie chce.

 Brazylia jest krajem oczekiwania.

Gdzie bym sie nie znalazla musze stac w kolejce, czekanie na zaplate za zakupy, na zalatwienie spraw na uniwersytecie, na oplacenie rachunkow... Na lepsza przyszlosc. To jest to na co ludzie czekaja najczesciej, i czego niestety w wiekszosci nigdy sie nie doczekuja. W mojej okolicy, mysle zreszta jak w calym Rio panuje kompletna mieszanka ludzi. Od ludzi BARDZO biednych (nie oznacza to, ze nie maja pieniedzy by pojsc do McDonaldsa, nie maja na to by kupic rano pieczywo) po ludzi MEGA bogatych (jak jeden ze znanych francuskich pilkarzy). Jest bardzo przykro gdy plynnie z okolicy srednio zamoznej wchodzisz do tej, w ktorej 5 osoba rodzina mieszka w jednym malutkim pokoju, czesto bez dostepu do gazu i cieplej wody. Nie jest to fawela, bo mozna czuc sie bezpiecznie. Nie jest to jednak takze miejsce zdatne do normalnego zycia.

Brazylijczycy to narod otwarty. Ludzie na ulicach non stop sie usmiechaja, nigdzie sie nie spieszac, z checia przystana w sklepie sasiadki na pogawedke i cafezinho. Kiedys siostra mojego L po zwroceniu uwagi, ze jest spozniona do pracy, odpowiedziala mi: 'oj tam, 15 minut to nic nie szkodzi'. Dla mnie osoby punktualnej co do sekundy - nie do wyobrazenia! Wielokrotnie podczas gdy jeszcze bylam w Polsce L spoznial sie na umowione skajpowe spotkanie - 30 minut, badz nawet wiecej, kompletnie nie rozumiejac o co mi chodzi i dlaczego mam pretensje. Teraz ja rozumiem. Tutaj to jest zupelnie normalne, dzieki Bogu moj chlopak powoli sie oducza, a ja tego nawyku nie przejelam. Nie martwcie sie moi polscy przyjaciele! :)

- Bom dia, tudo bem? - krzyczy do mnie znajomy, po czym nie czekajac na odpowiedz oddala sie do swojego zycia. W pierwszym momencie, a raczej momentach, bo zdarza sie to notorycznie bylam zaskoczona i lekko zniesmaczona, bo jak to, mowi mi - dzien dobry, pyta o samopoczucie i idzie, po co zapytal skoro wcale go to nie obchodzi. TUTAJ TO JEST NORMALNE. Tudo bem / wszystko dobrze? / to po prostu powitanie, takie samo jak 'czesc' nie jest konieczne odpowiadac. Jesli juz zdarzy sie, ze podczas dluzszej rozmowy ktos zapyta Cie o nastroj, ZAWSZE, ale to ZAWSZE nalezy czuc sie dobrze. Takiej odpowiedzi tu sie oczekuje. Zapytalam L o to jak to wyglada, a jezeli dom Ci sie spali, dziewczyna Cie rzuci, a kot zdechnie, takze odpowiesz: 'bem' /dobrze/ ? Odpowiedzial, ze jezeli to nie bedzie bliska osoba - tak, bo co kogo obchodzi jak wyglada jego zycie. Lepiej przyjac maske. I smiac sie, tak jak to tutaj ludzie robia caly czas. Problemy sa zartem... Bedzie dobrze, tudo bem. 

Chlopiec z latawcem. Zdjecie nie jest mojego autorstwa.
Mysle, ze wiekszosc z Was czytala ksiazke pod tytulem: 'Chlopiec z latawcem' autorstwa pana o imieniu Khaled Hosseini. Jezeli sie pomylilam - polecam, jedna z najpiekniejszych, lecz takze najsmutniejszych historii jakie mialam okazje w zyciu czytac. Rzecz dzieje sie w latach '70 w Afganistanie. Poznajemy historie przyjazni dwoch chlopcow, ktorych polaczyla zabawa latawcem. Dla nas, dzieci Polski, latawiec kojarzy sie wylacznie z niedzielnym spacerem z tata, czekaniem na silniejszy wiatr i obserwowaniem zabawki pieknie wirujacej na wietrze. Zarowna w Afganistanie (nie wiem jak rzecz wyglada teraz) jak i tu, w Brazylii - pipa ( tak, latawiec to po portugalsku nic innego jak PIPA) to czysta rywalizacja, nie raz przyplacona lzami, badz wrecz przeciwnie krzykiem triumfu. Kazdy, ale to kazdy maly chlopiec musi miec swoj latawiec, dosc maly, czesto wykonany z ze slabej jakosci materialow, z dodatkiem jak najdluzszej linki i rolki, za ktora czesto sluzy aluminiowe opakowanie po kakao. Chlopcy trenuja caly dzien manewrowanie sprzetem, a latwo nie jest - probowalam - biorac pod uwage ilosc palm, krzewow i innej roslinnosci - po to by wieczorem rozpoczac WALKE. Polega to na poruszaniu latawcem w taki sposob, by uciac linke swojego rywala, badz wprowadzic go w taki ruch, by zaczepila o drzewo, badz linie energetyczna. Bywa tak, ze gra konczy sie szybko, jeden z przeciwnikow jest niezbyt dobry, badz niezbyt doswiadczony. Zdarza sie jednak, ze trwa godzinami. Zawsze towarzysza temu ogromne emocje, zbieraja sie inni koledzi i dopinguja. Po to by pozniej cieszyc sie wspolnie ze zwyciestwa, badz wysmiewac - frajera - ktory przegral. 

Trojkat z kulkami.
Kolejna zabawa dla dzieci ( i nie tylko ), z ktora spotkalam sie tutaj jest gra w kulki. Ja przyznaje, ze nigdy w Polsce nie gralam, slyszalam jednak, ze dawno temu, co zapewne moi kilkusetletni czytelnicy pamietaja ;) ta rozrywka rowniez byla popularna. Tutaj wyglada to tak: na ziemi rysujemy sredniej wielkosci trojkat, w ktorym synchronicznie ustawiamy malutkie kuleczki ( do kupienia w sklepie 30 centow za sztuke), w pewnej odleglosci od tego na linii ustawia sie zawodnik z wieksza kula i probuje wcelowac we wczesniej wspomniana gromade tak by wytracic jak najwiecej kulek, a jednoczesnie nie zostawic swojej wiekszej w srodku trojkata. Brzmi banalnie, nie wyobrazacie sobie jednak jak bardzo jest ciezko. Zabawa zawsze toczy sie na srodku ulicy, obawialam sie o malych chlopcow co zrobia, gdy nagle nadjedzie samochod. Nie martwcie sie, kierowca zgrabnie omija zabawe majac w glowie to jak kilka lat wczesniej on byl jednym z chlopakow i jak to on walczyl o wygranie jak najwiekszej ilosci kuleczek. :)

Ja i Luciano - brazylijska mlodziez.
Brazylijska mlodziez w wiekszosci nie ma czasu na rozrywki na tle tygodnia - w ciagu dnia pracuje - w barach, sklepach z odzieza, punktach uslug, opiekujac sie dziecmi, pod wieczor natomiast jedzie do szkoly, uczyc sie. Inna sprawa jest weekend. Gdy - dzieki Bogu - pogoda dopisuje wszyscy jak jeden maz udaja sie na plaze. Leza tam godzinami popijajac przepyszna guaravite (napoj na bazie guarany - mniami!), badz mega zlodowaciale piwo, plywajac, rozmawiajac z przyjaciolmi, ktorych spotkac tam mozna zawsze, grajac w pilke na plazy i robiac inne relaksujace rzeczy. Rzadko kto pracuje tu w weekend, chyba, ze jestes pracownikiem restauracji otwartej do poznej nocy. Wieczorem zas idzie sie do baru, badz na tance. Pic caipirinhe, tanczyc sambe i swietnie bawic sie do samego rana. Niedziela jest dniem odpoczynku po calym tygodniu, czesto towarzysza jej ogromne ilosci jedzenia z grilla i nic nie robienie. Bo Brazylijczycy kochaja odpoczywac. Praktycznie przynajmniej raz w miesiacu zdarza sie jakies swieto, w ktorym zaklady pracy sa zamkniete i obowiazkiem jest nicnierobienie. Wiem - nie do wiary! Bo u nas w Polsce to jak masz jeden dzien wolny po swietach powinienes szefa po stopach calowac.

Brazylia jest krajem wolnym, spokojnym, nikt tu sie nie spieszy, a ludzie sa szczesliwi. Jest zupelnym kontrastem do naszego kraju. Ciezko mi bylo sie przestawic na te nowe warunki, ciezko mi bylo sie pogodzic z tym, ze czas przestac byc nadgorliwa, trzeba wyluzowac, odpuscic. Pozwolic zyciu toczyc sie wlasnym tempem. Nic nie przyspieszac i pojsc z pradem. Ale zyje - widzicie, i jestem cholernie szczesliwa!


Nazywam sie Patricia, mam 21 lat.
Mieszkam w Brazylii.

3 komentarze:

  1. It's nice to see your opinion about Brazilian culture...

    I respect this one, because I'm here with you, and sharing the same experience...
    Even if "pipa" in polish means something different :)

    Amazing post!

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że czasem całego życia jest mało by coś, zwłaszcza mentalność ludzi czy narodów (o ile to drugie istnieje) ocenić i opisać. Wiele osób na przykład przyjeżdżając do Polski twierdzi, że to właśnie my jesteśmy spokojniejsi, częściej się uśmiechamy itd. To wszystko jest także przecież zależne od wielu czynników. Miasto, wieś, lato, zima, poniedziałek, sobota. Ta Polska do której się w tym poście odnosisz to Polska dużych miast, korporacji, wyścigu szczurów i graniczącego z absurdem kopiowania wszystkiego z Zachodu. Na szczęście nie jest to wizja jedyna. Każdy z nas ma wpływ na to jacy jesteśmy jako naród i jako kraj.

    Mam nadzieję, że poznając, odkrywając, ciesząc się i żyjąc TAM, bardzo daleko, nie zapomnisz kim jesteś, skąd przyjechałaś i że obraz kraju nad Wisłą w oczach świata to także ten (rudy) piksel o imieniu Patrycja.

    PS. Mimo swoich (dwu)stu lat niestety grę w kulki znam tylko z książek i opowiadań. :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Aha! Zapomniałem dodać, że my seniorzy ;)) pipą nazywamy po prostu pompkę do piwa z beczki.

    OdpowiedzUsuń