30.12.13 - czyli o mojej Brazylii, tu w Polsce.


  Jest! Tutaj, koło mnie. Patrząc na mnie i uśmiechając się, tym najpiękniejszym uśmiechem świata. Z rozświetlonymi oczami i niewyobrażalną radością w nich. W Polsce jest zima, jednak w moim sercu środek lata, bo takiego ciepła nie było już dawno, przeszło 3 miesiące. 
 Za nami pierwsze wspólne święta, pierwsza wspólnie ubrana choinka, pierwszy opłatek i pierwsza gwiazdka. I wszystko jest takie prawdziwe, jak powinno być zawsze. I będzie! 
  Póki co wszystko idzie pomyślnie, załatwiamy stopniowo sprawy, które póki co wolę przemilczeć by nie zapeszyć. L jest tu bardzo szczęśliwy, widzę to po nim, w końcu właśnie na ten moment wyczekiwaliśmy. Poznaliśmy naszym pierwszych polsko - brazylijskich przyjaciół, co jest dodatkowym wsparciem, bo miłości jak nasza życzę każdemu, jednak takiej sytuacji - nawet najgorszemu wrogowi. 


I już jutro Sylwester, czas na postanowienia, zmiany. Co jednak jeśli ja tak na prawdę nic nie chcę zmieniać, bo jestem szczęśliwa jak nigdy wcześniej? Bo mam obok siebie człowieka, na którego czekałam, który jest WSZYSTKIM, jest absolutem. Ten rok był niesamowity, tyle samo ciężki, co bajkowy. Podjęłam kilka irracjonalnych decyzji, raz nawet kompletnie zwariowałam. Rzuciłam i zaczęłam pracę. Otworzyłam się na świat i świat na siebie. Przestałam się bać i uwierzyłam w to, że WSZYSTKO JEST MOŻLIWE. Będę Wam to powtarzać wielokroć, wierzcie w siebie, bo możecie wszystko. Miejcie oczy szeroko otwarte, bo rozwiązanie wszystkich Waszych rozterek jest tuż obok, po prostu nie przestajcie przeć do przodu. I nie szukajcie, choć brzmi to banalnie. Jeśli zamykają przed Wami drzwi, wchodźcie oknem. Walczcie o marzenia i nie bójcie się! Najstraszniejsze jest to, kiedy zrezygnujemy z okazji, a później tego żałujemy. Kochajcie, spełniajcie marzenia i szalejcie! Bo "życie to sen wariata (...)".






07.12.2013 - czyli co jest we mnie.


 Patki w Brazylii nie ma już od ponad dwóch miesięcy, Brazylia jednak ani na sekundę nie przestała być w Patce. Dzięki Bogu, pytania o to jak było, co przeżyłam, ile zwiedziłam i czy było gorąco, już się skończyły. Dlaczego jestem z tego powodu szczęśliwa? Bo z biegiem czasu zwyczajnie nie miałam już siły na nie opowiadać. Jestem zmęczona, wycieńczona całą sytuacją, tęsknotą, która mnie po prostu zabija. Jestem przesycona życiem, którego teraz doświadczam. To coś jak pokazać dziecku jak fajnie się jeździ na rowerze, a potem rower zabrać. Po prostu, ot tak. Bo czas minął.

 Czy żałuję, że wróciłam? W każdej sekundzie. Nie chodzi nawet o tęsknotę za krajem, chodzi o pustkę, którą mam teraz w środku, a którą tylko ON jest w stanie wypełnić.

  Ale jeszcze tylko 10 dni. Serio! Zostało cholernie długie 10 dni do momentu kiedy TU będzie, właśnie tu, ze mną, obok mnie przy stole, w łóżku, na spacerze. Zawsze. I tylko to mnie trzyma jakoś w kupie. No i praca, w której pogrążyłam się bez reszty by wyłączyć mózg. By uniemożliwić działanie opcji - uczucia. 
Jednak bywają noce, takie jak ta, kiedy po prostu nie mam siły spać, ani nie spać. Nie mam siły wstać, ani siedzieć. Nie mam siły na nic. Bo tak bardzo tęsknię.

Tak, za Tobą. Bądź już tu.

I każdemu życzę takiej Miłości, jednak nikomu takiej sytuacji.