1.09.2013 - czyli co mi sie tutaj NIE podoba.


Jestem w Brazylii 66 dni!

Jakis czas temu podczas cotygodniowej rozmowy na skypie z moja Mama zapytalam sie jej o opinie na temat mojego bloga, odpowiedziala, ze martwi sie, gdyz czytajac to co pisze wydaje jej sie, ze podoba mi sie w Brazylii na tyle, ze chce tu zostac, ze nie ma nic negatywnego. To nie prawda. Aczkolwiek wracajac do wczesniejszych postow zwrocilam uwage na to, ze faktycznie takie wrazenie mozna odniesc.

  Brazylia jest krajem pieknym, z ogromnym potencjalem. Sklamie jednak jesli powiem, ze to tutaj w przyszlosci chcialabym zyc, bo to miejsce z marzen. Oczywiscie, bierzemy rowniez ta opcje pod uwage, jednak to jeszcze kwestia czasu i wielogodzinnych rozmow.


zdjecie pochodzi z google, nie jest mojego autorstwa.
 W ubieglym tygodniu poproszono mnie w pracy o przygotowanie dla dzieci ogromnego kalendarza, w ktorym zamieszczone beda wszystkie daty urodzin, wazne wydarzenia i swieta, ktorych wierzcie mi, tutaj nie brakuje. Brazylijczycy uwielbiaja odpoczywac. Dni wolne od pracy w srodku tygodnia zdarzaja sie notorycznie, bo a to Swieto Maryi, a to lipcowa przerwa. I wszyscy zostaja w domu, nawet jesli sa protestantami i Maryi nie uznaja.

  Dostalam wiec materialy, a wsrod nich dluga liste ze wszystkimi waznymi dniami w brazylijskim kalendarzu. Studiowalam ja, dopytywalam o wyrazenia, ktorych po portugalsku nie rozumiem, az doszlam do jednego ciekawego punktu: -'Swieto BANANA?! No chyba sobie zartujesz...' - i w momencie wypowiadania tego zdania pozalowalam, ze to zrobilam. Nakrzyczal na mnie ogromnie. Zarzucil, ze nie szanuje jego kultury, ze nic nie rozumiem. Po czym wytlumaczyl, ze banan w jego kraju jest niemalze produktem narodowym, bo dzieki sprzedazy banana w innych krajach maja pieniadze. Po dluzszym zastanowieniu to sluszne. Nadal jednak nie rozumiem co w kalendarzu robi - dzien kawy, dzien nauczyciela biologii, dzien sasiada, czy dzien diakona?!

  Europa tutaj jest uznana za kontynent dobrobytu, gdzie wszyscy sa bogaci, jezdza drogimi samochodami, maja pierwsi filmy w kinach, o ktorych brazylijczycy wiedza duzo, duzo pozniej, szastaja kasa na lewo i prawo. Zdarzalo sie na ulicach, zwlaszcza wieczorem, gdy panuje tu kompletna pustka, ze L prosil: - 'Przestan mowic po angielsku.'. Bo bylo niebezpiecznie.
 Nie dalej jak tydzien temu wracalismy bardzo pozno od kolezanki, ktora mieszka w duzym miescie - Niteroi, okolica ta jest calkiem spokojna, gdyby nie to, ze nieopodal jej domu znajduje sie fawela. L nalegal bysmy zostali na noc, ja jednak uparlam sie by wracac do domu, bo musimy nastepnego dnia wczesnie wstac. Wiec wracamy... Nagle z daleka zobaczylismy spory tlum ludzi, co sie dzialo? Chlopak wszedl na teren strzezonego osiedla i probowal ukrasc portfel straznikowi, ten w pore zauwazyl co sie dzieje i gdy zlodziej przechodzil przez brame zlapal go za reke i czekal. Zrobilo sie zamieszanie. Podjechala policja. Nie wiem jak sprawa sie zakonczyla, bo czym predzej z tamtad odeszlismy. Balam sie, bardzo sie balam. Bo to moglam byc ja. 



Zdjecie zrobione podczas slynnego karnawalu w Rio.


Ulice sa brudne. Dookola jest zawsze pelno smieci, ludzie nie dbaja o to czy wyrzuca je do wskazanego miejsca, czy na chodnik. Bo chodnik jest niczyj. Wiec zbiera sie taka gora smieci, dookola pelno robactwa, to jakis bezpanski pies podejdzie, a tutaj ich mnostwo wszedzie, albo jakis bezdomny, moze cos do jedzenia znajdzie. Jest obrzydliwie, wiec jesli kiedykolwiek wspomne, ze Warszawa jest brudna niech przypomni mi sie obraz Rio, miasta snow.




 Jest drogo, ceny biletow komunikacji miejskiej sa koszmarne (2,7 reali za najtanszy [ 1 real = ok.1,5]), nie ma czegos takiego jak bilet 20 minutowy, tygodniowy, chocby dobowy, zawsze jednorazowki. Dla przykladu, L kazdego dnia jezdzi do szkoly i z powrotem, kazdego dnia wydaje ok. 20 reali tylko na przejazdy, tj.30 zl, w skali miesiaca 600 zl tylko na przejazdy do szkoly. Bilet miesieczny w Warszawie teraz, z tego co sie orientuje kosztuje 100 zl. Jedzenie jest drogie, gdy za papryke musialam zaplacic prawie 6 reali [9 zl] niemalze stanela mi w gardle. Puszka coli, ktora uwielbiam 3 r$, pizza w restauracji 30-40 r$. Zapewne teraz, moj czytelniku, uzyjesz niesmiertelnego argumentu - 'A pensje pewnie wyzsze'. Nie prawda. Pracujac jako zwykla kelnerka w przecietnej knajpie bez napiwkow w Warszawie - zarabialam ok.1700 zl, tutaj znajoma kelnerka zarabia 1200 zl. Jest roznica? Ogromna.

  Kursy jezyka angielskiego rowniez sa koszmarnie drogie. Moze to jest powodem, dla ktorego nie ma mowy po angielsku sie dogadac. Nigdzie. Nie wazne czy jest to warzywniak, czy bardzo dobra knajpa. Po prostu nie. Jezeli ktos umie mowic to znaczy, ze jest bardzo bogaty, badz nie planuje zyc w Brazylii i postanowil uczyc sie na wlasna reke - z ksiazek, z filmow, z gier (z taka opinia tez sie spotkalam :)). 



  I ostatnia rzecz, ktora moze dla Was jest niczym, a mnie jednak doprowadza do szewskiej pasji - cholerny football. Wszedzie, caly czas. Telewizory, o ktorych wspominalam w kazdym mozliwym miejscu. Wszyscy ubrani w koszulki ukochanych zespolow. Krzyki, chaos. Moj chlopak podrzucajacy mnie do gory gdy NASZE Flamengo strzeli gola w ostatniej minucie meczu, a na zdanie: 'Kochanie, dzisiaj jest wazny mecz, wiesz...' Dostaje szalu. I wstepuje we mnie prawdziwa brazylijska dusza, bo krzycze jak szalona :). 






  Oczywiscie, ile ludzi tyle opinii, wiec nawet jesli po TYM poscie stwierdzicie, ze Brazylia jest okropna, obrzydliwa i kompletnie zepsulam Wasza opinie. To sa tylko moje subiektywne spostrzezenia, w zadnym wypadku nie nalezy sie nimi sugerowac. Szczegolnie, ze mimo tych wszystkich rzeczy, ja wcale nie mam checi wracac do domu, bo tu sie czuje szczesliwa. Nie umiem sobie wyobrazic, ze ten czas tak ucieka, i zostalo mi tylko 23 dni... 



PS. Z kategorii: 'co mnie ostatnio zaskoczylo'. Patrzcie, na moja czesc piwo stworzyli!


3 komentarze:

  1. Widzę, ze odkrywasz również inne alkohole niż Fresco <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie już to gdzieś pisałem, ale mało kto wie, że na przykład w Polsce, która mieni się państwem nowoczesnym i europejskim przecież zarabiają netto:

    -sprzątaczka, codziennie do oblecenia dwa piętra średniego biurowca, umowa zlecenie - 800 do 1000 zł

    -portier na umowę o pracę, pełny etat - 1150 zł, pracujący 200 godzin - ok. 1450 zł
    (nadgodziny oczywiście albo na fałszywą druga umowę albo jako np. "premia")

    -portier na umowę zlecenie pracujący tyle ile powinno być na pełny etat (konkretna firma, nie podam nazwy) - 560 zł

    -portier na umowę zlecenie pracujący 200 godzin w miesiącu - 750 zł

    A reszta jest milczeniem. Tylko czasem kiszki marsza grają co niektórym :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Patka, mój też jest z Brazylii :), mieszkamy w Irlandii (mamy tutaj firmę), porozumiewamy się po angielsku.
    On jest z Rio i ja na samo 'święto banana' dostałam takiej głupawki, że wylałam na siebie herbatę i nie mogłam przestać się śmiać. Popłakałam się ze śmiechu :). Obraził się na mnie śmiertlenie (2 dni się nie odzywał, na widok pierogów mu przeszło, ale twierdził, że jest dalej obrażony).
    Dalej mnie to śmieszy. Święto banana ;D. W Brazylii byłam parę razy, ale klimat mnie tam dobija. Jestem człowiekiem zimnolubnym, nie w głowie mi upały. 20 stopni to dla mnie upał, a co dopiero 40.
    K:)

    OdpowiedzUsuń