2.06.14 - czyli o powrotach.

 Minęły moje 3 miesiące w Anglii, długie, trudne, przepełnione tęsknotą i rozczarowaniem. I wiem, po ostatnim wpisie dostałam wiadomości dotyczące tego, że komuś jest w Anglii dobrze i bogato, nie neguję tego w żadnym wypadku, a wręcz zazdroszczę! Myślę, że potrzeba tu ciężkiej pracy, cierpliwości i twardego tyłka.

Mi tam się Anglia nie podoba.

Są plusy, bo ludzie przemili i pomocni, dużo kartek okolicznościowych za którymi przepadam, małe tu miasteczko ma swój urok. Jednak trzy miesiące ciągłego deszczu mnie dobiły. Jak to mój przyjaciel pracujący w ośrodku pomocy dla ludzi z chorobami psychicznymi powiedział: `Dziwisz się, że tylu ludzi tu leczy się na depresję? Ciągle pada!'. To całkowita prawda. W przeciągu trzech miesięcy JEDEN (!) tydzień był ciepły. W momencie kiedy miałam przemoczone wszystkie kurtki i wszystkie buty miałam ochotę usiąść i płakać.

Nie podobała mi się moja praca. Jeśli kiedykolwiek drogi kolego kelnerze wyda Ci się, że 12 - 13 -15 godzin biegania z tacą to ciężko. Nie, kochałam swoją warszawską restaurację. :-) Tutaj z fabryki, w której pracowałam wyczołgiwałam się, a na stopach nie mogłam ustać. Żadna praca nie hańbi i na prawdę, biję pokłony dla moich angielskich przyjaciół, którzy pozostają w tym samym miejscu latami. Nigdy nie przestanę podziwiać. Może jestem trochę francuskim pieskiem, bo wydawało mi się, że w Warszawie pracowałam ciężko. Nie, nigdy w życiu. Dopiero tu.

Często zawodziłam się na ludziach. Obraz `polaczka' (pisane specjalnie z małej litery) poznałam lepiej niż mogłabym przypuszczać. Zaprzyjaźniłam się z Panem, który jest tutaj wiele lat, a nie dorobił się nawet mieszkania, z cholernie inteligentnym, mówiącym w kilku językach chłopakiem, który woli przewracać bułki w piekarni niż poszukać, bo mu się nie chce, z ludźmi, którzy przyjechali na kilka miesięcy, zarobić na dom, samochód, wakacje, długi, a siedzą tu po 7+ lat, z Panem, który jest tutaj sam jak palec by zarobić, podczas gdy jego rodzina żyje na drugim końcu świata. Poznałam ludzi, którzy umiejąc kilka słów łamaną angielszczyzną uważają się za panów wszechświata, którzy mogą pomiatać innymi. Ktoś może powiedzieć - jak wszędzie. To prawda. Nie nastawiałam się na przyjaźnie na całe życie. I cóż, nie wyjeżdżam stąd z takowymi.

Mój czas tutaj dobiegł końca. Wyjeżdżam, jako typowy Polak. Z walizą wyładowaną tanimy ciuchami, z paroma zaoszczędzonymi groszami i mimo wszystko głową podniesioną wysoko. Nie poddałam się. Pracowałam do ostatniego dnia. Nic nie straciłam, zyskałam doświadczenie.

I powiem jedno...

JESTEM Z SIEBIE CHOLERNIE DUMNA.

1 komentarz:

  1. Zupełnie słusznie.

    Witamy w domu ;)

    Wiem, że kochasz świat, ale ten nasz polski jego kawałek wcale nie jest taki zły jak to niektórzy uparcie twierdzą.
    Kwestia punktu odniesienia po prostu.

    OdpowiedzUsuń