... a łatwo się nie żyje. Przynajmniej na początku. Pracę znaleźć łatwo, bo myślę, że nie jeden na świecie wie o tym, że Polacy oprócz tego, że złodzieje i wypić lubią to są pracowici. I nie trzeba im wiele płacić, by było więcej niż zarobią `u siebie`. I tutaj takich pracowników się ceni!
Jest ciężko kiedy wiesz, że wszystko, bo i przyjaciele, i rodzina, i Ukochany sa tak bardzo daleko, a czasami budzisz się albo jest Ci smutno i czujesz się tak cholernie samotny. Rozmawiasz z mamą na Skypie, uśmiechasz się i mówisz, że jest super, bo wreszcie masz pieniądze, zarobione w pocie czoła i bólu kręgosłupa, ale PIENIĄDZE są, swoje własne. Raz w tygodniu. I co, możesz pójść i rozpierdolić je na głupoty, albo chować w skarpecie w kropki i potem wrócić opowiadając jakie to bogactwo do Ciebie zawędrowało. Pójść ze znajomymi do pubu i nie liczyć jak zawsze na happy hours do 18, a wybrać się w sobotę i zamówić drinka, mając w myśli: `ha! nawet pół godziny na niego nie musiałam pracować, stać mnie`.
Jest inaczej. Wciąż obstaje przy tym, że ludzie są na prawdę kochani. Aczkolwiek Anglicy o wiele bardziej niż Polacy, którzy chyba budują swoje ego na tym, że podśmieją się z `początkujących`, albo dadzą złą radę. Specjalnie nie odezwą się po polsku, żeby pokazać, że oni tu mówią w języku `british`, mimo, że z kiepskim akcentem, no `SORRY`. Wymawiane tak jak się pisze. :-)
Ciągle pada i wieje. Obie zaliczyłyśmy przeziębienie, ona wciąż ma katar, ja wciąż kaszlę. Zastanawiam się czy kiedyś tu jest cicho i słonecznie, ale od dwóch tygodni odpowiedź brzmi `nie` więc no cóż. Czekamy na lepszy czas.
Domki są piękne, wszystkie takie same, lub bardzo podobne co wprowadza w ten mały światek swojego rodzaju harmonię, wszystko wydaje się mieć ustalony ład, a ja mimo dżungli w głowie lubię żyć w porządku. Wydaje mi się, że gdybym spojrzała z góry na to wszystko wyglądałoby to jak taki dywan, który każdy miał w dzieciństwie w domu, pamiętacie? Ten gdzie były takie same domy, ulice i jeździło się po nim resorakami. :)
Czy dam radę? Oczywiście, że dam. Dobrze, że jest tutaj ze mną ona, bo mnie uspokaja kiedy mam kryzys. Dobrze, że nawet daleko jest On. Bo bez niego to wszystko nie miałoby sensu. Kiedy jest mi już tak totalnie ciężko śpiewam sobie pod nosem jego piosenki i powtarzam: `teraz zarabiam na sukienkę, na moim ślubie będę księżniczką!`. Jakie to prostackie i babskie, co? :)
Chyba też musiałabym zacząć zarabiać na tę sukienkę powolutku ;). Dasz radę. Jesteś najdzielniejszą babką, o jakiej słyszałam!
OdpowiedzUsuń