Tak, to w dniu dzisiejszym oficjalnie zostałam już nie tylko `dziewczyną`, a narzeczoną. Po masie przygotować, nerwów i moich humorów udało się. Mam na palcu najpiękniejszy pierścionek świata, a obok mnie najwspanialszego mężczyznę!
Czy się spodziewałam? Na pewno kiedyś, w przyszłości. Jednak dzień i sytuacja, w jakiej to się zadziało zaskoczyły mnie kompletnie.
Od jakiegoś czasu wraz z naszymi przyjaciółmi planowaliśmy wyjście do fajnej restauracji na dobre jedzenie. Wybór pozostwiłam im. Gdy rano Gosia zadzwoniła i wskazała mi miejsce, do którego się wybieramy niesamowicie zdenerwowałam się. Była to bowiem niezbyt zachęcająca restaurauracja na Starym Mieście, co do kiepskiego wyboru przekonały mnie dodatkowo opinie internautów. Uparłam się, że absolutnie tam nie idę, że sama znajdę lepsze miejsce. Wybrałam uroczą, małą restauracyjkę w Centrum i poprosiłam o rezerwację miejsca na 4 osoby. Jakie było moje zaskoczenie gdy kelner poinformował mnie, że mój stolik obejmuje 10 osób, bo po co? Bo co za burdel mają teraz w tych knajpach?!
Przyjaciele przyszli, zamówiliśmy butelkę wina, Gosia po chwili wyszła do toalety, wróciła z... moimi rodzicami, bratem, przyjaciółmi i gitarą! Powinniście widzieć moją minę. Spojrzałam pytająco na L, on tylko uśmiechnął się i zaczął grać piosenkę, którą specjalnie dla mnie napisał. Po chwili skończył, wygłosił przepiękną przemowę, uklęknął i... stało się :). Nie umiem opisać słowami jak się wtedy czułam...
Miałam ochotę płakać i krzyczeć ze szczęścia. Takiej chwili nie zapomina się do końca życia.
Chciałabym jeszcze raz bardzo podziękować wszystkim, którzy z nami byli, ale także tym, którzy po prostu kibicują, tutaj, po cichu, lub zupełnie głośno i jawnie. To bardzo budujące! Życzcie nam teraz dużo szczęścia, bo najtrudniejsze daleko przed nami.