Czas uplywa, dzien za dniem. Ja czuje sie Brazylijka, jakbym od zawsze tu byla, jakbym tu miala zostac. Sasiedzi z usmiechem mowia mi: 'Bom dia' i pytaja jak sie miewam. Wszyscy mnie znaja, a jednak.. Zdarza sie, ze budze sensacje. Tak jak ostatnio na pikniku zorganizowanym z okazji powitania Wlochow przybylych na JMJ. Pojechalismy wieksza grupa przywitac ich na lotnisku, po czym wszyscy razem skierowalismy sie na impreze. Stalam z przyjaciolmi popijajac najlepszy na swiecie sok z mango, po czym zauwazylam, ze jakas dziewczynka z mama obserwuja mnie, niesmialo usmiechajac sie rozmawiaja na moj temat. Odwzajemnilam usmiech, co wyraznie je osmielilo. Podeszly do mnie mowiac po portugalsku, zrozumialam tylko: 'foto' i 'bonita'. Okazalo sie, ze uwazaja mnie za kogos niezwyklego i chcialyby zrobic sobie ze mna zdjecie. Nie umiem do konca powiedziec jak sie czulam, jedyne slowo, ktore przychodzi mi do glowy to: konsternacja. W pierwszym momencie zawstydzona odmowilam, nalegaly jednak bardzo wiec zgodzilam sie. Dzis znalazlam to zdjecie na fejsbuku. Prosze, nie szukajcie. Wyszlam koszmarnie :)
Kilka dni temu, z racji urlopu, ktorym aktualnie sie delektujemy postanowilismy wybrac sie w moja pierwsza tutaj gorska wyprawe. Zaopatrzona w hektolitry wody i moje niesmiertelne sandaly (bez obaw - nie zalozylam skarpetek :)) oznajmilam, ze jestem zdecydowanie gotowa. Tutejsze gory sa kompletnie inne niz te, ktore mamy w Polsce. Kazdy szczyt jest ogromna skala o rozmaitych ksztaltach, jedna z okolicznych okreslana jest mianem 'Elephant Mountain', inna przypomina... tylek, serio :).
Ta na, ktora weszlismy jest dosyc niska, bylam jednak z siebie dumna jak nigdy wczesniej gdyz pierwszy raz mialam do czynienia z tak sliskim i niestabilnym podlozem. Wrazenia po wejsciu jednak sa nie do zapomnienia, zadna fotografia, nawet najlepsza nie odda widoku, ktory zastalam na szczycie. I melodii, ktore moj ukochany L gral mi tam na gitarze. Nastepnym punktem bedzie wlasnie sloniowa gora, ktora widzicie na zdjeciu na wprost mnie, obiecuje wrzucic zdjecia i opisac emocje.
Ta na, ktora weszlismy jest dosyc niska, bylam jednak z siebie dumna jak nigdy wczesniej gdyz pierwszy raz mialam do czynienia z tak sliskim i niestabilnym podlozem. Wrazenia po wejsciu jednak sa nie do zapomnienia, zadna fotografia, nawet najlepsza nie odda widoku, ktory zastalam na szczycie. I melodii, ktore moj ukochany L gral mi tam na gitarze. Nastepnym punktem bedzie wlasnie sloniowa gora, ktora widzicie na zdjeciu na wprost mnie, obiecuje wrzucic zdjecia i opisac emocje.
Dzis witalismy w Rio kolezanke, ktora przyleciala do nas az z Meksyku, w drodze powrotnej jak to L ma w zwyczaju zaproponowal spontanicznie: 'A moze pojechalibysmy dzisiaj do centrum Rio?' i jak to ja z kolei zwyklam postepowac - zgodzilam sie bez wahania. Co prawda na zwiedzanie obiektu typu Big Jesus, czy Cukrowa Gora nie jest teraz czas, z racji natezenia pielgrzymow i innych dziwnych turystow. Ceny sa wrecz niebotyczne, bo podwojnie wieksze niz normalnie. Jednak na delikatny bazarowy shopping, czy generalne 'rzucenie okiem' na miasto jak najbardziej tak. Tak jak wspomnialam - pierwsze co mi sie marzylo to zobaczenie slynnego bazaru, jednego z wiekszych jakie w zyciu widzialam -